Books Should Be Free Loyal Books Free Public Domain Audiobooks & eBook Downloads |
|
Menazerya ludzka By: Gabriela Zapolska |
---|
![]()
Gabryela Zapolska. MENAŻERYA LUDZKA. Żabusia ; Koteczek ; Kozioł ofiarny ; Kundel ; Oślica ; Kukułka ; Lewek ; Małpa ; Szakale ; Papuzia ; Bydlę ; Gołąbki. WARSZAWA. Wydawnictwo „Przeglądu Tygodniowego”. 1893. Дозволено Цензурою. Варшава, 28 Aвгуста 1892 г. W Drukarni „Przeglądu Tygodniowego”, Warszawa, Czysta No 4. =MENAŻERYA LUDZKA.= I. =Żabusia.= Była jasną blondynką, jasną jak słońce promienne... Drobna jej, maluchna buzia różowa i biała śmiała się jakimś dziecinnym, naiwnym śmiechem, żłobiącym w pulchnych policzkach dwa rozkoszne dołki. Z całej jej postaci zdawała się wydzielać woń, właściwa różowym hyacyntom, a gdy ubrana w różowe „matinée”, przesuwała się ze śmiechem z pokoju do pokoju jakaś srebrna smuga znaczyła jej przejście, smuga, którą pozostawia po sobie wschodząca jutrzenka. Śmiała się ona zawsze, ta rozkoszna, jasnowłosa kobietka śmiała się leżąc jeszcze w kołysce, potem u kratek konfesyonału wreszcie u stopni ołtarza, gdy wlokła za sobą szumiący tren jedwabnej białej szaty. Śmiech powitał nawet krzyk jej córki bo nawet w cierpieniach umiała coś zabawnego wynaleźć. Była bardzo pobożną i codzień prawie biegała do kościoła. Miała ładną książeczkę, oprawną w kość słoniową i zbrudzoną na kartkach, które czerniły się modlitwą „Za męża i rodzinę”. To była jej świąteczna książka na codzień miała wielkiego „Dunina”, którego czytała, strzelając oczkami na lewo i prawo, lub przechylając główkę na atłasową kołdrę swego eleganckiego łóżka. Lubiła łakocie i miała pod poduszką kilka daktyli, które jadła, przebudziwszy się w nocy, chichocząc się jak szalona. Przepadała za wanilią i miała jej zawsze pełne kieszenie, lubiła grać w loteryjkę przytem szachrowała dość zręcznie. Córkę swoją małą, pucołowatą dziewczynkę, przezwała „Nabuchodonozorem” a męża „Rakiem”. Siebie samą, jakkolwiek miała na chrzcie św. imię Zofii, nazywała „Żabusią”. Często siadywała na dywanie i bawiła się z córką, przyczem następowała zwykle kłótnia o zabawki, które matka z córką wydzierały sobie wzajemnie... Mąż, dobry, poczciwy filister, urzędnik w jakiemś towarzystwie asekuracyjnem, podkręcał wąsa i uśmiechał się z zadowoleniem. Dziecinna! ach! jaka dziecinna ta moja Żabusia! Ona, z krzykiem zrywała się z ziemi, siadała na kolanach męża i rozpoczynała śpiewać... Jechał pan Za nim chłop A za nimi żydóweczki Pogubiły patyneczki... Śpiewając, wyciągała z mężowskich kieszeni pieniądze i z powagą dawała mu dziesięć groszy. Masz, Raku, na czarną kawę!... Resztę pieniędzy chowała do tualetki. I Rak poddawał się tej tyranii, jakkolwiek dziesięć groszy dziennie, nawet dla urzędnika w towarzystwie ubezpieczeń, chyba za mało!... Jakże się jednak sprzeciwić tej rozkosznej istocie, która z całą naiwnością patrzy mu w oczy i biały, pachnący karczek do pocałunków nadstawia? Brał Rak ową wytartą dziesiątkę i całował Żabusię, znajdując w tem wiele rozkoszy... Continue reading book >>
|
eBook Downloads | |
---|---|
ePUB eBook • iBooks for iPhone and iPad • Nook • Sony Reader |
Kindle eBook • Mobi file format for Kindle |
Read eBook • Load eBook in browser |
Text File eBook • Computers • Windows • Mac |
Review this book |
---|