BIBLJOTEKA ZOLNIERZA-OBYWATELA N^o 6.(b). Trzeba z zywymi naprzód isc Po zycie siegac nowe... POBUDKA zbiorek poezji A. Asnyka. WARSZAWA 1920. GLÓWNA KSIEGARNIA WOJSKOWA Wydano z polecenia Sekcji Oswiaty i Kultury Oddz. III Szt. M. S. Wojsk. -- 1/XI 1920. Zaklady Graficzno-Wydawnicze "Ksiazka" Warszawa, Moniuszki No 11, telef. 190-93. TRESC: Adam Asnyk: Pobudka. Szczesliwe ludy! Póki w narodzie... Miejmy nadzieje! Dzien nadchodzi. Adam Asnyk urodzil sie w Kaliszu w roku 1838. Jako mlodzieniec bral udzial w przygotowaniach do powstania 1863 roku, byl pózniej czlonkiem Rzadu Narodowego i po przegranej musial wyjechac z kraju. Nigdy juz odtad nie zobaczyl swych rodzinnych stron. Poczatkowo wpadl w zwatpienie, nastepnie jednak wlasna mysla doszedl do niezachwianej wiary w zwyciestwo sprawiedliwosci na ziemi, odrodzenie Polski i przyszle szczescie ludzkosci. W pieknych swoich wierszach wiare te staral sie wpoic rodakom w najciezszych chwilach zycia Narodu. Umarl w Krakowie w 1897 r. Pochowano go na Skalce w grobach Zasluzonych. Pobudka. Precz ze zwatpieniem, co lamie I meskich pozbawia sil-- Niech targa skrwawione ramie Lancuch, co w cialo sie wpil. Precz z maloduszna rozpacza, Niewolno rozpaczac nam! Niech mysli zuchwale skacza Do niebios zamknietych bram! Niech biegna, jak hufce zbrojne I sztandar rozwina swój, Niech spiesza na swieta wojne, Na wielki o prawde bój. Niechaj nas kleski nie strasza, Niech haslo bojowe brzmi: Za nasza wolnosc i wasza Za przyszlych braterstwa dni! Choc jeden za drugim pada Z czcicieli duchowych zórz, Choc przemoc, odstepstwo, zdrada W ich lonie zatapia nóz, Choc twierdza w gruzy sie wali, Choc plonie nad glowa dom-- Nie dajcie, zakuci w stali, Przystepu rozpaczy lzom! Lecz orez dobrawszy swiezy W obronie czlowieczych praw, Ostatnia garstko rycerzy, Do konca swe czolo staw! Duch ludzki wszak nie na wieki W krwiozerczych zatonal snach I szydzac z jutrzni dalekiej, Uwielbil przemoc i strach. Nie zawsze narodów pycha Bezmyslna wladania chuc, Przed sila ugnie sie cicha, By w oczy ofiarom pluc; Nie zawsze na cudze chciwa Bedzie wsród przeklenstw i skarg Kuc drugim kajdan ogniwa, Az wlasny zakuje kark. Powoli swiatlo sie wciska I dalej posuwa w glab... A jak Jerycho w zwaliska Od dzwieku runelo trab, Tak runie w swietlanej zorzy Wiezienia ponury gmach... I ludzkosc oczy otworzy Po przeszlych zbudzona snach. Wiec w naszym krwawym pochodzie Zwatpienie i rozpacz precz! Ze szczesciem ludzkosci w zgodzie Uchwycmy duchowy miecz. Chociaz nas wrogi opasza, Niech haslo bojowe brzmi: Za nasza wolnosc i wasza! Za przyszlych braterstwa dni! Szczesliwe ludy! Szczesliwe ludy! gdy im w górze swieci Wolnej ojczyzny widoma potega, Co darzac blaskiem najubozsze dzieci, W podziemia nedzy i bolesci siega. Szczesliwe kraje! gdzie pokolen praca Nie idzie w niwecz wsród gromów i burzy, Lecz gdzie czyn wszelki ojczyzne wzbogaca I gdzie mysl kazda jej tryumfom sluzy. Szczesliwe ludy i szczesliwe kraje, Gdzie geniusz wodza, bohatera mestwo I zywot, który w ofierze oddaje, Wielkim ideom zapewnia zwyciestwo. Tam nawet nedzarz, którego w proch zetrze Zawzietosc losu -- glowe wznosi smialo, Gdyz w piers wciagajac rodzinne powietrze, Oddycha szczesciem narodu i chwala. Tam sa szczesliwi, co w niedoli moga Snic, ze ich dzieciom losy sie usmiechna I ze spokojem patrzec w przyszlosc bloga I o pomyslnosc oprzec sie powszechna. Póki w narodzie... Póki w narodzie mysl swobody zyje, Wola i godnosc i mestwo czlowiecze, Póki sam w rece nie odda sie czyje I praw sie swoich do zycia nie zrzecze, To ani lancuch, co mu sciska szyje, Ani utkwione w jego piersiach miecze, Ani go przemoc zadna nie zabije I w noc dziejowej hanby nie zawlecze. Zginac on moze z wlasnej tylko reki, Gdy nim owladnie rozpacz senna, glucha, Co mu spoczynek wskaze w grobie miekki I to zwatpienie, co szepcze do ucha. Ze jednem tylko lekarstwem na meki Jest dobrowolne samobójstwo ducha. Miejmy nadzieje... Miejmy nadzieje! Nie te licha, marna, Co rdzen spróchnialy w watly kwiat ubiera, Lecz te niezlomna, która tkwi jak ziarno Przyszlych poswiecen w duszy bohatera. Miejmy nadzieje! Nie te chciwa zludzen Slepego szczescia plocha zalotnice, Lecz te, co w grobach czeka dnia przebudzen I przechowuje orez i przylbice. Miejmy odwage! Nie te jednodniowa, Co w rozpaczliwem przedsiewzieciu pryska, Lecz te, co z wiecznie podniesiona glowa Nie da sie zepchnac z swego stanowiska. Miejmy odwage! Nie te tchnaca szalem, Która na oslep leci bez oreza, Lecz te, co sama niezdobytym walem Przeciwne losy staloscia zwycieza. Przestanmy wlasna piescic sie bolescia, Przestanmy ciaglym lamentem sie poic, Kochac sie w skargach jest rzecza niewiescia Mezom nalezy w milczeniu sie zbroic. Lecz nie przestajmy czcic swietosci swoje I przechowywac idealów czystosc, Do nas nalezy dac im moc i zbroje, By z kraju marzen przeszly w rzeczywistosc. Dzien nadchodzi. Niegdys, niegdys z pod Wawelu Mlódz rycerska biegla w zbroi, Do jasnego biegla celu, Nadstawiajac piersi swojej. Przy zakonie stojac twardo I przy prawie swem czlowieczem, Z meska smierci szla pogarda. Chrzescijanstwa bronic mieczem; I w oreznej swiata dobie, W której wszystko krwia sie placi, Wywalczala chwale sobie, A ochrone slabszej braci. Ten rycerski dzien wyslugi Juz sie skonczyl--juz obronce Na spoczynek poszli dlugi I nad nimi zaszlo slonce Przeszlosc cala, jasna, zywa Zatonela w nocna cisze, Lecz w podziemiach, gdzie spoczywa, Mlode dziecie znów kolysze. I choc jeszcze chmurno, mroczno, Juz sie sercem budza mlodzi, Czuc juz jasnosc niewidoczna, Czuc, ze nowy dzien nadchodzi. Dzien nadchodzi, w którym ludy Rozdzielone krwia przelana, Nienawiscia zbrojne wprzódy, Do bratniego kola stana. I na gruzach krwawej pychy I plemiennych walk szalenstwa Wzniosa w niebo oltarz cichy Zwycieskiego czlowieczenstwa. W tym dniu nowa zbroje wlozym I na serca walczyc bedziem I milosci duchem bozym Swiat ogarniem i zdobedziem. --- Provided by LoyalBooks.com ---